sobota, 25 marca 2017

Rozdział VIII

Droga przez życie Nuki zdecydowanie nie była usłana płatkami róż. Ani antylopimi stekami czy nawet landrynkami. No, ostatecznie kłującymi drobinkami żwiru, wdzierającymi się w każdy zakamarek ciała — tego akurat na Złej Ziemi nie brakowało nigdy.
Chyba tak jak większość, i on czerpał wiedzę o swoim najwcześniejszym dzieciństwie z opowieści starszych czy nielicznych urywkach wspomnień. Zira rzadko i niechętnie mówiła o jego początkach — wolała snuć w nieskończoność ambitne plany podboju świata — ale inne lwice pamiętające rządy Skazy jako króla (Nuka nigdy nie nazywał go tyranem, choć wiedział, że to określenie byłoby bardziej na miejscu) były bardziej skore do wspominek.
Z narodzinami Nuki wiązano wielkie nadzieje — miał być podobny do ojca zarówno pod względem charakteru jak i wyglądu, by móc w przyszłości przejąć władzę nad Lwią Ziemią. Gdy po raz pierwszy usłyszano kwilenie maleńkiego lwiątka, a stary szaman oznajmił, że to chłopiec, nastał czas radości. Zira długo zastanawiała się nad odpowiednim imieniem dla pierworodnego, aż w końcu uznała, że Nunka brzmi odpowiednio dostojnie i nadaje się doskonale. Także życie lwioziemskich lwic chwilowo trochę się poprawiło — w przypływie dobrego humoru król przydzielił im dodatkowe racje żywnościowe, dotąd zjadane przez hieny, i pozwolił krócej polować. A raczej udawać, że polują — Lwia Ziemia powoli przekształcała się w kamieniste pustkowie i zwierzyny z każdym dniem ubywało. Wszyscy wiedzieli doskonale, że taka niecodzienna łaskawość nie jest nagłym objawem dobroczynności Skazy, a raczej przekupstwem, by lwice zaakceptowały Nunkę jako przyszłego króla. Niezależnie od nazwy, pomysł władcy okazał się kompletną porażką — lwice wciąż opłakiwały zmarłego Mufasę i niezmiennie uważały Simbę za jedynego prawdziwego dziedzica tronu.
Irytację Skazy pogłębiał jeszcze fakt, że jego pierworodny syn wcale nie był taki, jakim powinien być. Z każdym kolejnym upływającym dniem coraz wyraźniej dostrzegał on następne wady syna — za to żadnych zalet. Nunka biegał zbyt wolno, uczył się za powoli i ogólnie wszystko robił nie tak, jak powinien. Choć starał się tak mocno, że czasem wieczorami dosłownie padał ze zmęczenia, Skazie to nie wystarczało. Nigdy.
Ojcowskie uczucia znikły gdzieś bezpowrotnie. Skaza zaszył się w swojej królewskiej jaskini — reszta stada musiała nocować pod gołym niebem — i widywano go tylko przy posiłkach, warczącego na wszystko dookoła jeszcze bardziej niż zwykle. Nunkę traktował jak powietrze, lub, w lepszych czasach, jak jakiś irytujący, snujący się za nim cień. Raz, w przypływie wyjątkowo złego humoru, nazwał syna "Nuką" i tak przyjęło się go nazywać. Nawet Zira, poddańczo zapatrzona w partnera, nie reagowała.
Choć Nuce wydawało się, że nic gorszego w życiu go już raczej nie spotka, mylił się. W końcu na pochyły baobab wszystkie zebry skaczą i takie tam. Był wtedy tylko lwiątkiem, więc niezbyt orientował się w skomplikowanych i delikatnych relacjach pomiędzy matką i ojcem. Tak często, jak słyszał głośne awantury, był też świadkiem łzawych pojednań. Czasem też na ciele Ziry po jednej z takich kłótni pojawiały się długie szramy, ale Nuka wolał chyba nie wiedzieć, skąd się brały.
Pewnego dnia Skaza ogłosił jedną z młodych lwioziemskich lwic, Nalę, swoją partnerką. Tak po prostu, w jednej sekundzie, Zira zeszła na dalszy plan. Nuka słyszał o wiele później, że jego ojciec starał się o względy nowej królowej od wielu miesięcy, w końcu jednak uległa — nie wiadomo, czy pod wpływem groźby, czy prośby, ale czy coś poza ostatecznym efektem było ważne?
Życie lewka nie zmieniło się zbytnio po tym wydarzeniu. Jego jedynymi rozrywkami nadal pozostawało samotne włóczenie się po opustoszałej sawannie i drażnienie hien. No, może matka była jeszcze bardziej ponura niż zwykle, ale to nie robiło na nim większego wrażenia. Uśmiech na którejkolwiek z twarzy był towarem deficytowym, niepożądanym wręcz.
Wszystko przewróciło do góry nogami dopiero narodzenie się jego młodszego brata, Tanabiego. Przyszłego króla Lwiej Ziemi i oczka w głowie zarówno Skazy jak i Nali. To chyba wtedy Nuka odkrył z zaskoczeniem, że można nienawidzić kogoś tak mocno, że chce się jego śmierci. Tak mocno, że samemu chce się to życie odebrać —  wbić pazury głęboko, aż do samych kości i sycić oczy widokiem tryskających z rozerwanych tętnic kaskad krwi.
Tanabi był obrzydliwe wręcz doskonały. W odróżnieniu od starszego brata jego futerko było jasne i zawsze czyste, a promienny uśmiech niezmiennie roztapiał kamienne serce Skazy. W obecności ulubieńca ojciec zachowywał się zupełnie jak nie on, gaworzył z małym, tulił do piersi i pozwalał ciągać się za futro. Gdyby Nuka nie widział tego na własne oczy, prawdopodobnie popukałby się w głowę i stwierdził, że komuś z pewnością zaszkodziło słońce, którego na Lwiej Ziemi nie widziano już dawno.
No i król nazywał synka pieszczotliwie "swoim małym wybrańcem"  Nuka przypuszczał, że to właśnie z tamtego okresu wziął mu się dziwny nawyk wymiotowania na sam dźwięk tego zwrotu.
Gdyby Tanabiego spotkała taka sama kara jak resztę Wyrzutków, Nuka nie miałby większych zastrzeżeń. Mógłby wepchnąć młodszego brata do jednego z gejzerów na Cmentarzysku i po sprawie. Ale nie, ten zdrajca wywinął się karzącej łapie sprawiedliwości i pasł się teraz na Lwiej Ziemi podczas gdy Nunka, prawdziwy i jedyny następca Skazy, zakłada na swoim futrze przytułek dla robactwa.
 — Rozumiesz, książę Kopo... — Nuka otrząsnął się z niemiłych wspomnień i na nowo zainteresował się małym przybyszem. — Gdyby mi się chciało, mógłbym cię zabić, wiesz? O, tą jedną łapą. To nie byłoby trudne, naprawdę.
Z przyjemnością patrzył na strach w oczach lewka i na jego drżącą dolną wargę. Dzieciak widocznie zdał sobie sprawę, że jego wizyta na Złej Ziemi nie była popołudniowym spacerkiem. Jednak mimo widocznych oznak przerażenia Kopa nie uciekał, stał jak wrośnięty. Był tak odważny czy głupi? Nuka skłaniał się raczej ku tej drugiej opcji. A może mały wiedział po prostu, że ucieczka nie ma sensu,  dzięki dłuższym łapom starszy lew dogoni go z łatwością.
 — Ale wiesz co? — podjął od niechcenia po niemiłosiernie przedłużającej się chwili milczenia. — Dzisiaj jest piątek, a w piątki mam wolne i jestem wyjątkowo miły. Pozwolę ci odejść. "Znaj moją łaskawość" — dodał w myślach, ale nawet on sam stwierdził, że brzmi to nieco zbyt patetycznie.
Kopa jakby lekko się wyprostował i zerknął na niego z nadzieją.
— Naprawdę? — spytał cicho.
— Jasne, wystarczy tylko, że coś dla mnie zrobisz. Mieszka tam u was taki jeden, na imię mu Tanabi. Znasz typa?
Lewek pokiwał powoli głową, jakby nad czym się zastanawiając.
— Tak. To mój brat. Czego od niego chcesz?
"A, nasza Nala kochana jest teraz królową" pomyślał z goryczą Nuka. Głośno zaś powiedział:
— Po prostu powiedz mu, że Nuka go pozdrawia i chętnie spotkałby się przy kamiennym nagrobku. Tyle wystarczy, na pewno zrozumie. No, idź już, mały. Mam do roboty ciekawsze rzeczy niż gadka szmatka z tobą. — Machnął niecierpliwie łapą na Kopę i, nie oglądając się ani razu za siebie, pomaszerował w stronę termitier. Był prawie pewny, że gdy tylko się odwrócił, książątko natychmiast puściło się szaleńczym biegiem ku granicy. Gdyby Złoziemiec tylko mógł, poszedłby w jego ślady.
Matka i jej lwice robiły to, co zawsze, gdy akurat nie szukały pożywienia lub nie układały planu zagłady świata — czyli ćwiczyły się w walce. Nawet mała Vitani, niewiele większa od przeciętnego kamienia, brała już dumnie udział w tych treningach. Ponieważ w pobliżu nie było żadnego wroga, któremu można by poderżnąć gardło, Złoziemki walczyły między sobą, tworząc szaro-szare kłębki napędzane gniewem i chęcią zemsty. Z tych codziennych i obowiązkowych praktyk zwolniony był tylko Wybraniec Numer Dwa i oczywiście Nuka, nieprzydatny nigdy i nigdzie. Na Złej Ziemi również traktowany był jak śmierdzący odpad, który przykleił się komuś do łapy. Przez lata zdążył się już przyzwyczaić. Pomimo niewątpliwych wad miało to jednak również zalety.
— Witaj, o nadziejo wszystkich nas uciśnionych, świetle nowej ery, mścicielu nad mścicielami, Wybrańcze ty mój! — wykrzyknął najgłośniej jak tylko umiał, wchodząc do pogrążonej w półmroku termitiery. Choć nie był to wymarzony dom, perspektywa krótkiej drzemki w przyjemnym chłodzie była bardzo kusząca.
Ziewnął, położył się w kącie, zamlaskał kilka razy z lubością i zasnął.


------------------
Veni, vidi... To znaczy  witajcie, Drodzy Czytelnicy :) Udało mi się na chwilę wyrwać ze szponów nauki, więc mogłam dokończyć ten zaczęty dawno temu rozdział. Tym razem skupiłam się głównie na Nuce, ale mam nadzieję, że moja jego (!?) wizja przypadnie wam do gustu c: Rozdział miał być trochę dłuższy (miał wystąpić Kovu we własnej osobie), ale gdy zorientowałam się, że piszę już "pułmrok", dałam sobe spokój — dla mojego i waszego dobra.
I na koniec taka mała rozpiska, gdyby ktoś pogubił się w mych jakże bardzo jasnych i klarownych opisach (w kolejności od najstarszego do najmłodszego):
Nu(n)ka -> Tanabi -> Kopa -> Kovu, Vitani -> Kiara, Kion

6 komentarzy:

  1. Biedny Nuczka. :c Tyle się chłop nacierpiał, ja bym Skazę przetrzepała! Nuka byłby lepszy gdyby się bardziej starał (Skaza), ale coś nie pykło i to jego wina, ja przyjmuję taką wersję. Foch Forever na Skazę.
    Nuka jest świetny, "Po prostu powiedz mu, że Nuka go pozdrawia i chętnie spotkałby się przy kamiennym nagrobku. Tyle wystarczy, na pewno zrozumie." przy tym to ja się śmiałam jak opętana. Już Nuczkę uwielbiam. Wybraniec Numer Dwa, cóż za chwytliwa nazwa.
    Tanabi jest spoko, ale ja wolę Nukę i od dziś uznaję go za jedynego, prawdziwego wybrańca, prawdziwego następce tronu w tej historii. Wiem, że pewnie się zawiodę, ale warto mieć marzenia, prawda?

    No to chyba tyle, a przynajmniej tak myślę.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cały rozdział poświęcony mojemu najulubieńszemu bohaterowi - kupuję w ciemno!
    Jejku, czyli w tej wersji to nie Kovu jest obiektem nienawiści Nunki, a Tanabi... Podobnie jak Mambo, z chęcią sprałabym Skazę na mwaśne jabłko za jego postawę. Traktuje własną rodzinę jak jakieś śmieci, ni stąd ni zowąd odsunął Zirę na bok na rzecz - o wiele młodszej i piękniejszej Nali, by na końcu pokazać synowi, jak bardzo nim gardzi. W KL go uwielbiam, ale tutaj zwyczajnie nie mogę przełknąć gościa.
    Hue hue hue, czyżby w Nuce odezwały się zabójczy instynkt tatusia? X3 Mimo że w miarę lubię Tanabiego, to jednak nie miałabym nic przeciwko małemu... morderstwu X3 [Cóż poradzę, kocham takie klimaty!]
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział c: ~ Kräva

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny :) Fajnie,że mogliśmy lepiej poznać historię Nu(n)ki i przy okazji co się działo za czasów kiedy rządził Skaza.Coś czuję,że Nuka nie daruję teraz Thanabiemu.W sumie,jest mi go żal.Tyle musiał przejść jako lwiątko i nie tylko.
    Uwielbiam te klimaty,które towarzyszą tu za każdym rozdziałem.Czekam na next i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny rozdział, naprawdę przyjemnie się czyta. c: A Nuka to jeden z moich ulubionych bohaterów - ale zawsze było mi go trochę szkoda... Tyle przeszedł, już jako dziecko został odrzucony przez ojca...
    Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy Kopy i czekam na next. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajna nocia 😁 Czekam na kolejną

    OdpowiedzUsuń
  6. Hue hue hue...Tanabi szykuj się na spotkanie, Nu(n)ka nadchodzi (z całą armią wkurzonych, sklonowanych Goldboxów, które pragną śmierci i krwi tego...nic...już nic).

    Skaza, Skaza, Skaza...słyszałeś ty o czymś takim, jak ALIMENTY? Dołączam się do Mambo i Krävy i idę sprać cię na kwaśne jabłko! Jak mogłeś tak potraktować swojego własnego syna? Co z tego, że miał małe problemy z nadążaniem za twoimi wyrachowanymi wymaganiami? Powinieneś go kochać takim, jakim jest.

    Trudne Sprawy...w sumie to się nie dziwię Skazie, że wybrał Nalę. Młodszą, ładniejszą, (lepszą) lwicę. Tanabi jest spoko gościem, jak na syna Skazy i ma ciekawy sposób bycia.
    Pozdrawiam!~Goldbox

    OdpowiedzUsuń