wtorek, 14 lutego 2017

Rozdział VI

Grota Lwioziemców przypominała bardziej duże targowisko podczas któregoś ze świątecznych dni niż normalną jaskinię mieszkalną. Chyba wszystkie lwice ze stada zgromadziły się tu, stojąc ciasno — ramię przy ramieniu, tuż obok królewskiego podwyższenia.
Choć książę nie widział dokładnie, co było powodem ich ekscytacji —mógł się tylko domyślać, że chodzi o kolejne książątko — doskonale słyszał wydawane przez nie dogłosy.
Lwice rozmawiały ze sobą szeptem, śmiały się cicho — to było jeszcze łatwe do zrozumienia.  Niektóre jednak produkowały coś w rodzaju "titititi", "gligligli" czy innego niezrozumiałego dla cywilizowanego osobnika bełkotu, co mogło wydawać się dość niecodzienne.
— Czyżby potraciły nagle umiejętność porozumiewania się z otoczeniem w sposób klarowny i zrozumiały? — Zdziwił się Tanabi, tak jak Kopa obserwując z bezpiecznej odległości dziwne zdarzenie.
Na dźwięk jego głosu kilka Lwioziemek spojrzało na lwa ciekawie, a gdy tylko zdały sobie sprawę, że tuż za nimi stoją synowie Nali we własnych lwich osobach, rozstąpiły się przed nimi z szacunkiem, tworząc pomiędzy sobą przejście do pary królewskiej.
Teraz przed Kopą otworzyła się obecna scena w całej swej radosnej okazałości. Nala, jako główna bohaterka dnia, leżała wygodnie rozciągnięta na dużej antylopiej skórze. Choć wyglądała, jakby co najmniej kilkukrotnie obiegła całą sawannę wzdłuż, wszerz, a nawet w poprzek, na widok swoich synów zdobyła się na promienny uśmiech i pomachała do nich zachęcająco łapą.
Stojący u jej boku Simba bez problemu przepuścił obok siebie Kopę — nawet poklepał go dobrotliwie po karku — na widok Tanabiego wyszczerzył jednak zęby we wściekłym grymasie.
— Co ty tu robisz, pchlarzu jeden? — warknął.
Młody lew cofnął się bojaźliwie o kilka kroków, lwice spojrzały po sobie znacząco — każdy wiedział o awersji króla do tego bękarta. Żadna mu nie współczuła, zbyt żywe były jeszcze w ich pamięci okrutne czasy terroru Skazy, Czy syn tyrana może być inny?
— J-ja przyszedłem obaczyć moje rodzeństwo... — szepnął Tanabi tonem bardziej proszącym niż oznajmującym. Wiedział doskonale, że w walce z królem nie miałby żadnych szans, był zbyt wątły. No i był na Lwiej Ziemi nikim, w przeciwieństwie do Simby. Jeśli coś mu się nie podoba, to proszę bardzo, droga na Złą Ziemię czy w inne równie przyjemne miejsce stoi otworem, wystarczy tylko pisnąć i dożywotnie wygnanie ma się jak w banku. 
— Ani mi się... — Zaczął Simba, lecz przerwała mu Nala. Mimo że jej głos był bardzo cichy i zachrypnięty, lew natychmiast umilkł.
— Simba. Chyba o coś cię ostatnio prosiłam, prawda?
Lew, niechętnie bo niechętnie, ale kiwnął głową, westchnął ciężko i odsunął się, by i Tanabi mógł podejść do Nali.
Lwice wyszły po cichu z jaskini, by rodzina królewska mogła mieć trochę prywatności i świętować narodziny tylko we własnym gronie.
Bracia zgodnie przytulili się do matki, każdy z nich po jednej stronie. Tanabi zapomniał chwilowo, że jest już prawie dorosły i tak jak Kopa wtulił się mocno w gęste futro lwicy.
Gdy powitalnym czułościom i zapewnieniom, że wszystko naprawdę jest w porządku, stało się zadość, synowie Nali spojrzeli wreszcie na trzymane przez nią maleńkie lwiątko.
A raczej dwa lwiątka.
— Ale... jak to? Dwa? — Zdziwił się zupełnie szczerze Kopa. Zamrugał kilkakrotnie, ale nadprogramowy maluch ani myślał zniknąć.
Simba i Nala wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Wydawali się bardzo rozbawieni reakcją syna.
— Kopo, przedstawiam ci twoją siostrzyczkę Kiarę... — zaczął oficjalnie król.
— ...I waszego braciszka Kiongoziego — dokończyła królowa.
Oba maluchy spały grzecznie, zwinięte w jeden wielki kłębek tak ciasno, że z trudem można było zobaczyć, gdzie zaczyna się jedno, a kończy drugie. Miały futerka w kolorach miodu, choć te Kiary było nieco ciemniejsze. Widać było, że nowych królewskich potomków zdążył już odwiedzić szaman, bo na obu małych główkach widniały wymalowane brązową farbą tajemnicze symbole.
"Tak w sumie dwójka jest znacznie lepsza od jedynki" pomyślał wesoło Kopa, powoli oswajając się z myślą o małych bliźniakach. To prawda, wcześniej był przygotowany tylko na jedno lwiątko, ale nie zastanawiał się jakoś szczególnie, czy będzie to dziewczynka czy chłopiec. Sądził, że każdy wariant jest równie dobry. A podwójna niespodzianka może być podwójnie dobra, prawda?
Nala uśmiechnęła się z czułością, obserwując swoich starszych synów pochylonch nad maluchami i przyglądających się im z jakąś dziwną mieszanką niedowierzania i radości wymalowaną na ich twarzach. Zawsze marzyła o dużej rodzinie, na miejsce tej, której utraciła przed laty.
"Nie czas teraz o tym myśleć" powiedziała sobie twardo, czując wzbierające pod powiekami łzy. Przełknęła je i zapytała najradośniej jak tylko umiała:
— A może chcecie je potrzymać, co? Śmiało, to tylko małe lwiątka, a nie kłapiące paszczami aligatory.
Bracia pokiwali z zapałem głowami. Gdy Nala przekazywała Kiongoziego Tanabiemu, Simba zacisnął mocno zęby, aż zgrzytnęło, ale nie odezwał się ani słowem.
Kopie przypadło trzymanie siostrzyczki. Tulił małą delikatnie, bardzo uważając, by nie zrobić jej przypadkiem jakiejś krzywdy. Wydawała się taka malutka i krucha, ale przy tym tak miękka i ciepła... Lewek czuł, że już ją kocha, ją i Kiongoziego. To mogło wydawać sie trochę dziwne — znał ich oboje od dobrych pięciu minut, ale po prostu tak było.
— Prawdę ci rzekłem, że młodsze rodzeństwo to wspaniała rzecz. — Uśmiechnął się Tanabi do Kopy, kołysząc delikatnie swoim brzdącem.

***

Kopa już prawie oficjalnie został opiekunem lwiątek. Gdy lwice wyruszały na polowanie, a król załatwiał królewskie sprawy, do akcji wkraczał Super Brat Kopa.
Zwykle zajmował się tylko swoim młodszym rodzeństwem, niekiedy jednak pod jego opiekę trafiały również Tiifu i Uzuri. Mimo że czwórka maluchów mogłaby się czasem komuś skojarzyć z najazdem germańskich wojsk, książę nigdy nie narzekał. A nawet wręcz przeciwnie.
Bardzo lubił chwile, gdy wszyscy gdzieś się rozbiegali, a on zostawał sam na sam z maluchami. Dzieci były takie... proste w obsłudze. Wystarczyło, że pomachał im nad główkami łapą, zrobił głupią minę lub padał i udawał, że umarł, a one już wyciągały do niego małe łapki i szczerzyły się w bezzębnych uśmiechach. Żadne z nich o niczym mu nie przypominało, nic nie nakazywało ani nie marudziło, że jest nie takim księciem jakim być powinien. To były cudowne, jedne z nielicznych chwil, gdy czuł się naprawdę szczęśliwy.
Pewnego dnia zebrał się nawet na odwagę i wyznał ojcu, że w przyszłości wolałby być niańką, nie królem. Simba uznał to widocznie za wspaniały dowcip, bo roześmiał się głośno i poczochrał syna pobłażliwie po grzywie. Więcej rozmów na ten temat nie było.
— Witaj, mój miły braciszku. Jak miewają się nasze maluchy?
Kopa wzdrygnął się lekko, wyrwany przez Tanabiego z zamyślenia. Korzystając z czasu wolnego, wszystkie lwice wybyły na mały spacer nad wodopój, a król zajął się kolejnym z licznych sawannianych problemów. Kopa  i maluchy leżeli w grocie. Tiifu i Uzuri niezmordowanie męczyły Kiona, ciągnąc go za futerko i podszczypując lekko w uszy. Małemu księciu taka forma zabawy widocznie się nie podobała, bo każdą miłą pieszczotę kwitował donośnym i pełnym oburzenia piskiem. Kiara obserwowała całe zajście z boku, wtulona w starszego brata.
— Wspaniale, lwiątka bardzo się... lubią? — Kopa zerknął w stronę niesfornej trójki. Kion wyszczerzył właśnie maleńkie ząbki, na co lwiczki rozpoczęły jeszcze intensywniejsze tarmoszenie.
— Są jeszcze tak młode i nieskalane złem... — westchnął nostalgicznie Tanabi. — Nie zaznały jeszcze potworności tego świata, nie wiedzą nic o czekających je porażkach, upadkach bez wzlotów...
— Eee... Tanabi, przyszedłeś powiedzieć mi coś  konkretnego czy potrzebowałeś po prostu jakiegoś słuchacza do swoich filozoficznych przemyśleń?
— Ach, masz w swym logicznym rozumowaniu dużo racji. — Lew ściągnął delikatnie ze swojej łapy Kiona, który szukał tam schronienia przed prześladowczyniami. — Przed chwilą spotkałem mamę, która kazała ci powiedzieć, tu cytuję: "Kopo, idź się trochę pobawić na świeżym powietrzu. Bardzo doceniam, że tak zaangażowałeś się w opiekę nad małymi, ale pamiętaj, że potrzebujesz też czasem innych rozrywek. Tanabi może popilnować lwiątek zamiast ciebie", koniec cytatu.
— Jakich innych rozrywek? — zdziwił się książę. Nie miał na sawannie przyjaciół, samotne zabawy też nie były zbyt ciekawe.
— Na pewno coś wymyślisz, wierzę w twą inteligencję. — Uśmiechnął się Tanabi, delikatnie przejmując od brata Kiarę i zgarniając do siebie łapą resztę ferajny. — Pamiętaj, mamie lepiej się nie sprzeciwiać. Przypomnij sobie, jak...
— Tak, tak, pamiętam. To było gorsze od apokalipsy — mruknął książę i, żegnany popiskiwaniami lwiątek,  niechętnie wyszedł  z jaskini.
Jaskrawe słońce raziło go w oczy, zmrużył je więc i powoli zszedł z Lwiej Skały. Nie miał konkretnego pomysłu, gdzie mógłby pójść, szedł więc byle gdzie.
Aż doszedł do Złej Ziemi.


---------------
Ahoj, Czytelnicy :) Przepraszam za ten zastój na blogu, myślałam, że gdy będę miała ferie (tak, mam ferie jako ostatnia <3), uda mi się wrzucać tu coś częściej. Matura jednak swoje prawa ma, więc zamiast czasu wolnego mam tonę dodatkowej nauki, głównie z historii, bo miliony (miliardy?) dat przydałoby się umieć. No i mam jeszcze fakultety z polskiego. Tak, w ferie. Na 8:00. Fajnie, prawda? Pisanie to więc jedna z ostatnich rzeczy, na jaką mam siłę i ochotę. Mam jednak nadzieję, że uda mi się wrzucić jeszcze co najmniej jeden rozdział — o ile wcześniej nie przygniecie mnie stosik, a raczej stosisko podręczników...
Pozdrawiam was wszystkich gorąco c: *macha rozpaczliwie z głębin podręcznikowego oceanu*

11 komentarzy:

  1. No, no... Nala wreszcie urodziła! Już sobie wyobrażam tę kolejkę lwic, która czeka od rana aby tylko
    ujrzeć kątem oka nowego potomka rodziny królewskiej.
    I jeszcze Kopa w roli niańki :) Książę idzie na Złą Ziemię? Mój szósty zmysł podpowiada, że będą z tego kłopoty...
    No cóż, on też czasami może się mylić.
    Życzę weny i czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zua Ziemia, yay!... Tak tak, wiem że nieładnie jest zaczynać od końca, ale od razu do głowy wpadło mi z dziesięć teorii spiskowych na temat tego, co może mu się tam przytrafić (hue hue hue, i to niezbyt optymistycznych...). Widzę, że w swoją opowieść postanowiłaś wpleść wątki z Lwiej Straży. Zastanawia mnie, jak u ciebie będzie wyglądał Kion i spółka w przyszłości :3 A może wymyślisz mu całkiem innych strażników do towarzyszenia?
    Teraz się nie dziwię, czemu Simba tak nienawidzi Tanabiego. I szczerze mówiąc twoje opowiadanie jest takim płynnym przejściem pomiędzy KL1 a KL2, gdzie król wyraźnie zachowuje się inaczej (sprawia wrażenie nieco zbyt przewrażliwionego i agresywnego, a przy Twojej wersji wydarzeń jego postawa jakby nabiera więcej sensu).
    Bardzo chciałabym, aby Tanabi i Kopa stali się sobie trochę bliźsi. Niby są braćmi, ale ich relacje wydają mi się czasem bardziej wynikać z przywiązania, niż ze szczerej przyjaźni. No ale nie dziwię się, z drugiej strony dzieli ich naprawdę wiele...
    Pozdrawiam i w wolnej chwili zapraszam na HN c: ~ Krävariss

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze ciekawy.Nie mogłam się go doczekać.trzymał kciuki za maturę,ja to jakoś nie mam głowy do nauki :( Swoją drogą,super rozdział.Kopa na złej ziemi ,szykuj się Vitani.Simba w każdej wersji KL ma inną osobowość,Aimba weź się w końcu zdecyduj na jedną! mam już swoje przypuszczenia Tego co się wydarzy.ciekawa jestem lwiej straży,czy zmienisz Kionowi charakter? Ciewake czy Kovu będzie buhahaha Pozdrawiam cię cieplutko a tera zakuwam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że Simba tak traktuje Tanabiego, zachowanie króla zaczyna mnie trochę wkurzać... Czekam na kolejne przygody małego księcia - czuję, że szykuje się coś zupełnie nowego. :)
    pozdrawiam

    ps tu Katherine z "ziemi wyrzutków"- pisałam już w spamowniku o nowym koncie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak dla mnie rozdział jest idealny :) uwielbiam twój styl :) trzymaj tak dalej .

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam gdy zobaczyłam że jest nowa notatka <3 Kopa mały opiekun słodziutko <3 Naprawdę nielicznym udaje się w formie pisemnej oddać słodycz maluchów, a tobie się to udało ;) Wielki szacun:) A co do notatek to poczekamy teraz matura jest dla ciebie najważniejsza
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę cieszę się że podobały ci się opisy maluchów :) Naprawdę NIENAWIDZĘ pisać o małych lwiątkach, nigdy nie mam na te opisy pomysłu i wolę się skupić na starszych.
      Ech, ta matura... już mi powoli bokiem wychodzi, ale cóż, trzeba się jeszcze trochę przemęczyć.
      Również cię pozdrawiam :)

      Usuń
  7. W końcu doczekaliśmy się przyjścia na świat rodzeństwa Kopy!
    Fajnie, że postanowiłaś wpleść do opowiadania Kiona i ciekawe, jak potoczą się jego losy w Twojej wersji ;)
    Ciekawe, co wydarzy się na Złej Ziemi :3
    Życzę powodzenia w nauce! Na pewno dasz radę! ;)
    Pozdrawiam i zapraszam na ksiezniczkasarah.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń