piątek, 23 grudnia 2016

Rozdział I

Simba siedział na szczycie Lwiej Skały, oddychając głęboko rześkim porannym powietrzem. Chłodny wiatr targał lekko jego grzywę, ale nawet rude kosmyki raz po raz przesłaniające oczy nie mogły zepsuć lwu nastroju.
Król uwielbiał tę porę  gdy cała sawanna, jeszcze pustawa i lekko nieprzytomna, obleczona jest pomarańczowym blaskiem wschodzącego słońca. Miał wtedy wrażenie, że cały świat należy tylko do niego, jedynej żyjącej istoty.
No i oczywiście pora ta nieodmiennie przywoływała mu na myśl wspomnienie ojca. Doskonale pamiętał,  jak, będąc jeszcze naiwnym i ciekawskim dzieciakiem, Mufasa zaprowadził go pewnego ranka na samiutki szczyt Lwiej Skały. Opowiadał wtedy o Kręgu Życia i odwiecznej harmonii  ale szczerze mówiąc mały Simba słuchał go tylko jednym uchem. Widoki były iście oszałamiające, obecność ukochanego taty jeszcze pogłębiała emocje lwiątka. Simba zapamiętał ten dzień jako jedną z najszczęśliwszych chwil dzieciństwa.
A teraz sam był ojcem. Rozważnym i odpowiedzialnym  przynajmniej teoretycznie.
Ojcem najwspanialszego lewka pod słońcem, nowej nadziei dla Lwiej Ziemi, pokolenia nieskażonego wojną. Doskonałej mieszanki genów jego i Nali, dziedzica wszystkiego, co mogli mu zaoferować w spadku najlepszego.
Kopy, tak w skrócie.
"No właśnie, Kopa..." lew ocknął się z zamyślenia i niecierpliwie zerknął na kamienisty szlak prowadzący do groty, gdzie sypiali Lwioziemcy. Był tak samo pusty jak pięć minut temu, gdy wspinał się na szczyt Lwiej Skały. 
Lew wzruszył tylko lekko ramionami. Da synowi jeszcze chwilę. Jakoś nie chciało mu się rozpoczynać kolejnej pogadanki wychowawczej na temat punktualności i dobrych manier, czyli zalet każdego szanującego się księcia.
"Chwila" nie trwała dłużej niż dwie minuty. Gdy nerwy lwa rozważały właśnie, czy poddać się ostatecznemu zszarganiu już teraz, przed królem pojawił się jego syn.
Mimo że Kopa nie był klonem żadnego z rodziców, w żaden sposób nie dało się go pomylić z potomkiem nikogo innego. Po Simbie odziedziczył rozczochraną, rudą grzywkę, po Nali duże, zielone oczy, a po obojgu ciekawskość i wszędobylstwo. Ciągle trwały spory, po kim ma spóźnialstwo i ogólne życiowe roztargnienie - nikt jakoś nie kwapił się ze swoją kandydaturą.
 Już jestem... UUUUAAA... tatusiu  zameldował Kopa, uzupełniając swoją wypowiedź o potężne ziewnięcie.
 Widzę  mruknął Simba z kwaśną miną, ale natychmiast, by złagodzić swoją wypowiedź, potargał małego po niewielkiej grzywce.  Co ja ci zawsze powtarzam, Kopo?
 Kto rano wstaje, ten się dużo antylopy naje  lwiątko wyrecytowało posłusznie jedno z wielu krążących od wieków po Lwiej Ziemi przysłów.  Ale czy to... UUUAAA... musi być tak całkiem... rano?
Simba otworzył usta i Kopa wiedział, po prostu wiedział, co się zaraz z nich wydobędzie. I nie pomylił się wcale.
 Obowiązki króla nie zaczynają się lub kończą o konkretnej porze, zawsze trzeba być gotowym, by nieść pomoc. To dobro zwierząt jest na pierwszym miejscu, a nie wygoda króla. Poza tym ranek to najlepsza pora dnia. Czujesz tę rześkość w powietrzu?
Książę pokiwał bez przekonania łebkiem  ojcu lepiej było potakiwać niż się sprzeciwiać  i Simbie całkowicie wystarczyła taka odpowiedź. Lew sprowadził syna  z Lwiej Skały i obaj skierowali się ku Granicy Północnej.
Mimo że obowiązek patroli nadal należał do starego Zazu, król każdego poranka osobiście doglądał swoich włości. Tuż po wschodzie słońca Simba przemierzał nieśpiesznie sawannę, czujnym okiem doglądając jej mieszkańców. Wolał na własne oczy przekonać się, że nikomu na pewno nie zagraża niebezpieczeństwo. Mimo dość wyraźnych sprzeciwów często zabierał na poranne patrole Kopę, bo, jak mówił, jako jego następca musi już od początku przyzwyczajać się do królewskich obowiązków.
Tego dnia sawanna była wyjątkowo spokojna;  nikt się nie topił, nie palił, nic sobie nie złamał, nawet po jakiejkolwiek bójce nie było ani śladu. Jedyne zwierzęta, które mieli w zasięgu wzroku, czyli antylop sztuk dwie, przykładnie skubały sobie trawę.
"Nuda, kompletna nuda" westchnął cierpiętniczo Kopa, ale za przykładem Simby wpatrywał się uważnie w każdy mijany krzaczek, a nawet gałązkę. Przewrócił teatralnie oczami, ale Simba był zbyt zajęty własnymi myślami, by to zauważyć.
 Dzisiaj wybierzemy się na Dzikie Pola  oznajmił znienacka król, gdy lwiątko było już gotowe zrobić cokolwiek, choćby zaśpiewać basem arię operową, by jakoś urozmaicić monotonną wycieczkę.
Kopa natychmiast popatrzył na niego z zainteresowaniem.
 Do gepardów? A po co?
 Muszę omówić z ich przywódcą pewną kwestię. Słyszałem, że mają jakiś problem z szakalami, chcę dowiedzieć się, o co dokładnie chodzi.
Dzikimi Polami nazywano spory obszar tuż przy Granicy Północnej oddzielającej Lwią Ziemię od terenu innego lwiego stada. W niewielkich jaskiniach mieszkały całe rodziny, ale zwierzęta i tak spędzały większość dnia, kryjąc się w wysokich trawach lub wylegując się koło małego wodospadu. Centralną część zajmował spory pas nagiej ziemi, służący gepardom do codziennych biegów krótkodystansowych.
Mimo że gepardy, jak reszta sawannianej fauny, podlegała królowi Simbie, mieli oni swojego nieformalnego lidera. By odróżnić go od zwykłego posiadacza cętek, utarło się, że dodawano mu do imienia przydomek Wielki.
Lwy powitał więc nie Chagua, a Chagua Wielki  osobnik dość mikrej postury, za to z imponującą liczbą plamek na ciele  a reszta geparciego klanu z szacunkiem rozstąpiła się na boki, popatrując tylko na przybyszy z ciekawością.
Według prastarej tradycji osobnik niższy rangą, czyli gepard, zgiął kark przed lwem i trwał w tej niewygodnej pozycji, póki król nie pozwolił się mu wyprostować niedbałym gestem łapy.
 Dziękujemy ci, o królu, że zechciałeś zająć się naszym problemem  przemówił z szacunkiem graniczącym ze służalczością Chagua Wielki.  Te szakale robią się ostatnio naprawdę okropne...
 Najpierw powiedz, o co dokładnie chodzi, opinie zostaw na potem.
Tu lider gepardów zaczął długą i skomplikowaną historię wzajemnej antypatii, pełną coraz to nowych zarzutów i kolejnych zażaleń. Gepardy nie preferowały prywatności, więc całe spotkanie przebiegało na oczach  i uszach  ciekawskiego stada.
Kopa wiedział, że powinien przysłuchiwać się każdemu wypowiedzianemu słowu. Każdej sylabie. Ojciec wielokrotnie dawał mu do zrozumienia, jak wielka spoczywa na nim odpowiedzialność. "Musisz być dobrym królem" mawiał "Nie możesz pozwolić, by wygrało w tobie zło". Więc Kopa słuchał. A raczej... starał się. Naprawdę  przynajmniej początkowo. Im ogromna lista skarg i wniosków geparda stawała się coraz dłuższa i bardziej zawiła, tym myśli księcia wędrowały w coraz mniej dotyczące jej rejony.
"Zjadłbym sobie antylopę. Taką dużą, krwistą, soczystą..." Kopa rozmarzył się momentalnie. Prawdopodobnie właśnie teraz lwice ze stada wyruszają na polowanie, by przynieść mu jakiś smakowity kąsek. Na samą myśl o jedzeniu zaburczało mu donośnie w brzuchu.
Jego uwagę przykuł nagle kolorowy motylek, który wylądował sobie spokojnie dosłownie kilka metrów od niego, na jednym z licznych omszałych głazów. Wiadomo, mięsko z antylopy to to nie jest, ale zawsze coś. Może by tak... zapolować na niego? Przecież i tak Kopa nie jest teraz ojcu do niczego potrzebny, chyba może coś przekąsić?
Powolutku, kroczek za kroczkiem, książę zaczął się niedostrzegalnie oddalać od Simby  a przybliżać do zdobyczy.
Gdy był już tak blisko, że niemal mógł pacnąć owada łapą, a ten dalej nie odlatywał, skoczył.
I przywalił z całym impetem głową w bardzo, ale to bardzo twardy kamień.

***

Simba szedł tak szybko, że Kopa musiał niemal biec, by go dogonić. Książę wiedział, że ojciec jest na niego zły - mocno zaciśnięte szczęki i rzucane od czasu do czasu ponure spojrzenia nie pozostawiały nawet cienia wątpliwości.
 Tatusiu, ja...  Spróbował jeszcze raz lewek. Nawet powiększający się z każdą chwilą ogromny guz na głowie nie bolał tak jak wściekłość ojca.
Król zatrzymał się tak gwałtownie, że Kopa niemal na niego wpadł.
 Dlaczego ty mi to zawsze  robisz?  spytał ze złudnym spokojem przypominającym ciszę przed burzą.
 Ja chciałem złapać tylko tego motylka, nie przerywać wam rozmowy...
 Czy ty naprawdę nie możesz chociaż raz zrobić tego, o co cię proszę? Czy nie możesz chociaż raz zachować się jak na przyszłego króla przystało i nie robić żadnego przedstawienia?
Kopa poczuł z zaskoczeniem, że zbierają mu się pod powiekami łzy. Pociągnął kilka razy nosem.
 Właśnie, zawsze tylko "przyszły król musi...", "przyszły król powinien..." — powiedział cicho, usiłując powstrzymać drżenie głosu.  Nigdy nie ma mowy o "król może...". Rządzenie to ogromna odpowiedzialność.
Simba popatrzył na niego uważnie. Chyba dostrzegł żałosną minę lwiątka, bo jego ton nieco złagodniał.
 Co usiłujesz mi powiedzieć?
Kopa nabrał powietrza. Wypuścił. I nabrał jeszcze raz.
 A jeśli... Jeśli ja wcale nie chcę być królem? Kompletnie się do tego nie nadaję, sam o tym dobrze wiesz.
Mimo obaw lwiątka spodziewana awantura jednak nie nastąpiła. Przeciwnie, Simba westchnął ciężko i przygarnął syna do siebie. Początkowo zaskoczone lwiątko szybko odprężyło się w jego ramionach.
 Przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem. Nie powinienem był. Ale sam rozumiesz, że musisz zostać w przyszłości królem, prawda? Każdy ma swoje określone miejsce w Kręgu Życia  zakończył lekko filozoficznie.
Książę pomyślał chwilę.
 A Tanabi? Jest duży i mądry, czy nie mógłby być władcą zamiast mnie?
 Oczywiście, że nie, przecież to syn Skazy. Nawet o tym nie myśl.  W głosie Simby zabrzmiała jakaś twarda nuta.  Opowiadałem ci wielokrotnie, jak wyglądała Lwia Ziemia za czasów mojego stryja. Nie możemy pozwolić, by znów zapanowały na niej głód i śmierć Tylko prawowity dziedzic ma prawo zostać władcą i tak też się stanie.
Kopa pokiwał smętnie głową  czy miał jakiekolwiek inne wyjście?  i Simba, uznając dyskusję za zakończoną, skierował się ku Lwiej Skale. Książę powlókł się za nim.


----------------
No i jest rozdział pierwszy :). Nie spodziewałam się, że tak szybko się z nim uwinę - mam nadzieję, że potraktujecie go bardziej jako trafiony prezent, a nie rózgę...
Chciałam też bardzo wam wszystkim podziękować, że tak ciepło przyjęliście mój powrót z nowym blogiem. Wasze obserwacje i komentarze naprawdę wiele dla mnie znaczą, dziękuję <3 *częstuje wszystkich pierniczkami domowego wypieku*
I pytanko już na sam koniec  jak myślicie, jaki jest Tanabi (dopiero wspomniany, ale bedzie go znacznie, znacznie więcej)? Czy chce pomścić ojca, a może nie zależy mu na tym? I kto jest jego matką?
To by było już na tyle, pozdrawiam was serdecznie c:

12 komentarzy:

  1. Rozdział wyszedł świetnie :D I tak, musiałam wlepić ci obserwację <3. A o Tanabim mówiąc... Wydaje mi się, że to raczej dobry lwiak, skoro Kopa tak o nim mówi. A matką??? Na początku do głowy przyszła mi Nala, i żadna inna myśl nie przechodzi mi przez łeb. Zawsze są jeszcze Sarafina i Sarabi... Ale chyba nie. Rozgadałam się! Wesołych świat, pozdrowienia i zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam Kopa, to naiwny i łatwowierny dzieciak, ja bym się jego opinią raczej nie kierowała :)
      Aha, równieź Wesołych Świąt!

      Usuń
  2. No i pierwszy rozdział, w samą porę *bo już mi się trochę nudzi taki plan dnia: sprzątanie, próbowanie barszczu, sprzątanie...*
    Nad Lwią Ziemią wiszą czarne chmury, już to czuję *ale za mnie pogodynka xp*. Ciekawe kim jest ten Tanabi...
    No, nic...Kopa...wydaje się być fajny tylko jest...trochę ciapowaty i taki słodkiiiii <3. Simba i jego "ojcostwo", co będzie dalej?
    Wracając do Tanabiego...syn Skazy...wow, Taka postarałeś się, masz sporą dzieciarnię. Jak dla mnie lepiej i ciekawiej, by było gdyby Tanabi chciał pomścić ojca...*no wiecie, kryminały, krew i te sprawy...xD*. Nie mam bladego pojęcia kim może być matka Tana...może Sarabi, albo jakaś inna, nieznana jeszcze lwica. Czekam z nieciarpliwością na next *biorę wirtualnie jeszcze ciepłego pierniczka c:*
    Pozdrawiam
    Szekspir K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ponoć w naturze ciemne lwy mają większe powodzenie, więc ja bym się nie dziwiła tylu potomkom ;). U mnie jego biologicznymi dziećmi są tylko Tanabi i Nuka, ale kto wie, moźe kiedyś dorobię mu jeszcze kogoś...? *Igrid i jej przypływy nagłych, genialnych pomysłów, tja*

      Usuń
  3. Rozdział jak zawsze super.Myślę że Tanabi pójdzie w ślady ojca,a jego matką jest Sarabi?-tylko tak zgaduję
    a tak poza tym wesołych świąt,dużo weny,szczęścia i zdrowia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział. Bardzo ciekawi mnie Tanabi, być może właśnie będzie chciał pościć ojca? Byłoby ciekawie. :)
    Życzę Wesołych Świąt! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Huhuhu, kolejny syn Skazy? X3
    EvilRay wyczuwa tu kłopoty, niuch niuch...
    No chyba, że to po protu pachnie mi karp świąteczny.
    Tak czy siak, rozdział był świetny, chyba nie da się od razu nie polubić tego małego urwisa <3 Simba zrobił się wyjątkowo surowy, aż go nie poznaję D; Dokładnie jak w KL2, przydałaby mu się mała powtórka z Hakuny Mataty :3 Niemniej i tak bardzo go lubię, to przecież zrozumiałe, że jako przykładny król i kochający ojciec chce jak najlepiej zarówno dla swojego syna, jak i dla Lwiej Ziemi. Fajny pomysł z tymi klanami gepardów, to bardzo dumne zwierzęta i taka wewnętrzna hierarchia bardzo do nich pasuje.
    Nie mogę się doczekać, aż poznamy Tanabiego. Ciekawe, co on robi na Lwiej Ziemi, czemu nie został wygnany, kim była jego matka i...
    I jakich kłopotów przysporzy! ;D
    *Ray, tylko ty się tu przypadkiem nie zakochuj!*
    Syn Skazy jest Skazany na bycie moją ulubioną postacią :3
    Jeszcze raz, fantastyczny rozdział ;D

    *zakłada zbroję*
    A teraz odrobina błędów c;

    Król uwielbiał tę porę - gdy cały sawanna, jeszcze pustawa i lekko nieprzytomna, obleczona jest pomarańczowym blaskiem wschodzącego słońca. - cała sawanna.

    Mimo że Kopa nie był klonem żadnego z rodziców, w żaden sposób. nie dało się go pomylić z potomkiem nikogo innego. - nagła kropka

    Kaźdy ma swoje określone miejsce w Kręgu Źycia - każdy, Życia

    No i dodatkowo z profesjonalizmem tekstu bardzo kłóci mi się brak akapitów oraz dywizy w miejscach, gdzie powinna być pauza lub półpauza ;) Generalnie dywiz (-) służy głównie jako łącznik słów, a pauza i półpauza: (—) do prowadzenia dialogów lub tworzenia wtrąceń.
    *Wredna Evil hipokrytka, sama dopiero co używała dywizów w dialogach XD*

    Pozdrawiam bardzo serdecznie i czekam na kolejny rozdział! ;*
    A! I Wesołych Świąt! <3 ~ EvilRay

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jejuśku, ile błędów! *idzie do kąta się wstydzić*. Dziękuję za wytknięcie, juź poprawiam. Z akapitami i pauzami jest taki problem, źe nie da się ich powstawiać ot tak (i tu kłania się moje lenistwo), ale masz rację, chyba się będę musiała w końcu zmobilizować i zacząć je stosować.

      Tanabi jest... dość oryginalną postacią, źe tak się wyraźę. Mam nadzieję, źe ci się spodoba ^^

      Równieź źyczę Wesołych Świąt ;)

      Usuń
  6. Podoba mi się twoja wersja Tabiego. Kopa jest fajnym lwiakiem. Cieszę się, że wróciłaś do pisania. Mam nadzieję , że jednak niedługo wrócisz do Uri.
    Z niecierpliwościączekam na next i pozdrawiam serdecznie

    Ps. Wesołych i spokojnych świąt <3

    OdpowiedzUsuń
  7. O, dzień dobry pani Igrid, jak tam zdrówko?
    Całkowicie od serca przyznać muszę.... że bardzo mi się podobało :3
    Na początku nieźle się uśmiałam. Przywykłam już do wersji, gdzie niesforne, żywe książątko budzi swojego ojca o jakiś nieprzyzwoicie wczesnych godzinach, nie mogąc doczekać się tych fascynujących opowieści o Lwiej Ziemi. A tu nie, Simba niecierpliwie czeka od rana na Kopę, który z ociąganiem przychodzi na nudne jak flaki z olejem lekcje tatusia. Urocze <3

    Co do Tanabiego... Sama jeszcze nie wiem co o nim myśleć. Już wiem, to będzie lew filozof! xd zgadłam? xd oczywiście, że nie, mam nadzieję, że wkrótce uspokoisz moje żądze czytelnicze i opublikujesz kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i weny życzę!
    http://mydream-chaos.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam witam ;)

      Tanabi jako filozof? Ciepło, ale to jeszcxe nie całkiem to.

      Równieź pozdrawiam, zaraz lecę czytać nowy rozdział <3

      Usuń
  8. Ciekawie, ciekawie.

    Szkoda mi Kopy, tak biedny musi się męczyć z tym wstawaniem rano, nie martw się Grzyweczko, znam ten ból.

    Simba taki naburmuszony, rozchmurz się Rudy. ;D Jutro będzie gorzej. XD

    Tanabi mówisz? Nie wiem dlaczego, ale on mi się skojarzył z takim flirciarzem, wiadomo syn Skazusia musi być czarujący. ;D Raczej myślę, że będzie mu tylko zależeć na tym, żeby mieć pełny brzuch i być wyspanym. Kto matką? Dobra, o z tego, że wyjdę na wariatkę, może Skaza rypnął Nalę? Tak teraz macie prawo się ze mnie śmiać.

    Mi się już kończy wena na komentarz, więc czekam na następną notkę.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń